Mecz z Motorem w 1988 roku przeszedł do historii jako jedna z największych awantur w sezonie 1988/89 na drugoligowym froncie. Kibice Motoru przyjechali w około 40 osób, wsparci fanami Chełmianki Chełm. Już przed meczem miały miejsce jakieś pojedyncze akcje.

Olsztyńska milicja popisała się nie lada inteligencją i posadziła przybyszów z Lublina w pobliżu naszego młynu, który wówczas znajdował się pod Krytą, a liczył na tym meczu około 200 osób. W trakcie meczu były pierwsze ataki na gości. W ruch szły butelki, kawałki ławek i inne elementy stadionowego wyposażenia. Motorowcy postawili się konkretnie i wcale nie było łatwo, mimo naszej przewagi liczebnej. W tym wszystkim milicjanci, co jakiś czas pałujący atakujących sektor gości Stomilowców. Fani Motoru skupili się na obronie flag i skumulowali cała swoją ekipę na dole sektora, broniąc płotu z barwami. Starcia z Motorem i milicją miały miejsce praktycznie do końca meczu, a największe potyczki miały miejsce w przerwie meczu.

Po meczu Motor został wyprowadzony w stronę Dworca Głównego. Za nimi udała się ponad 100 osobowa grupa Stomilu. Po drodze miały miejsce ataki, skutecznie odpierane przez Motor, miały też miejsce starcia Stomilu z milicją. W okolicach Ronda Bema udało się rozbić Motor na dwie mniejsze grupy. Cześć lublinian słusznie ewakuowała się na dworzec, a część, nie znając topografii miasta, zbiegła przez wiadukt na Zatorze. Za tą grupą pobiegła spora ekipa Stomilu.

Awantury zaczęły się w okolicach ul. Limanowskiego i Kolejowej, w obrębie targowiska. Przy okazji miały miejsce komiczne zdarzenia, jak kilku fanów Stomilu i Motoru walczyło pomiędzy stoiskami z jajkami i pomidorami, nierzadko rozwalając przy okazji stragany.

W tym wszystkim pojawiło się w pełnym rynsztunku ZOMO, jakieś posiłki z Zalbek (tam były koszary olsztyńskiego ZOMO). Milicja próbowała rozgonić kibiców, pałując wszystkich na prawo i lewo. Czasem ktoś rzucił jajkiem czy pomidorem w zomowca, rozbijając jajo czy owoce na kaskach i tarczach funkcjonariuszy. Ostatecznie psiarnia rozpędziła wszystkich. Niektórych kiboli łapali w klatkach zatorzańskich kamienic i tam było konkretne pałowanie. W tym czasie na dworcu inna grupa Stomilu nadal próbowała „umilić” czas gościom oczekującym na pociąg. Jednak tam milicja była jeszcze bardziej zdecydowana i w kilku przypadkach skończyło się zawinięciami na 24 i 48 godzin, a dwóch Stomilowców miało sprawy w sądzie.

W poniedziałek wszystkie gazety ogólnopolskie i lokalne rozpisywały się o awanturach w Olsztynie. Pierwszy raz tak naprawdę Stomil „zaistniał” chuligańsko na kikolskiej mapie Polski. Od tamtej pory żaden klub już nie traktował wyjazdu do Olsztyna jak piknikowej wycieczki na Warmię i Mazury…

Robert ze starej gwardii Stomilu