Przedstawiamy recenzję filmu „Bunt Stadionów” jaka ukazała się w portalu ektraklasa.net:

Są takie produkcje, których nie obejrzysz w telewizji, nie przeczytasz o nich w popularnych gazetach ani nie zobaczysz na billboardzie w towarzystwie znanych patronów medialnych. Mimo to one żyją własnym życiem i robią prawdziwą furorę w „drugim obiegu”. Nazywając rzeczy po imieniu… nadchodzi „Bunt stadionów”. Mariusz Pilis podjął wysiłek, na który szkoda czasu wielu innym twórcom. Zrobił rzecz tak prostą i tak trudną zarazem. By pokazać rzeczywistość ruchu kibicowskiego w Polsce do swojego filmu wcale nie zaprosił „mądrych głów”, od których roi się w mediach głównego nurtu. Na próżno szukać w nim głosu speców od wszystkiego, a w rzeczywistości nędznych ignorantów. Opiniami o kibicach nie dzielą się ludzie, którzy stadion widzieli jedynie na zdjęciu, a mecz
piłkarski lawirując między jednym a drugim kanałem telewizyjnym. Nie, autor „Buntu stadionów” oddaje głos samym kibicom.

Nie można ocenić kreacji aktorskiej, bo tu nikt się nie kreuje. Każdy jest sobą, dzieli się opiniami wolnymi od medialnej propagandy, rzeczowo argumentuje swoje racje oraz działania. Posłuchać można komentarza przedstawicieli piłkarskich fanów, którzy w większości zrzeszeni są w strukturach kibicowskich stowarzyszeń. To rzecz niecodzienna, bowiem dla większości Polaków świat kibiców to tylko twarz „Starucha”, dodatkowo pokazana z jak najgorszej strony. Obok nich wypowiadają się ludzie, którym tematyka materiału nie jest obca. Jest zatem ks. Wąsowicz, historyk Adam Zamoyski, prezes Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich Krzysztof Skowroński, współzałożyciel „Solidarności” Andrzej Gwiazda, Barbara Fedyszak-Radziejowska z Polskiej Akademii Nauk czy przedstawiciele Federacji Młodzieży Walczącej. Coś tu może nie zagrać. Poważni ludzie promują swoim nazwiskiem bandytów? Mówią o nich pozytywnie? To naturalne, że dla wielu ludzi, którzy znają świat kibiców tylko z mediów, może pojawić się tego typu dysonans poznawczy. Jednak o to w tym wszystkim zdaje się chodzić. O refleksję właśnie.

Nie o ujrzenie po raz kolejny gęby pseudokibica, bandziora, a zobaczenie twarzy kibica, który działa na różnych polach. Tworzy oprawy, organizuje akcje charytatywne, bierze udział w spotkaniach patriotycznych, pamięta o bohaterach narodowych. Zarzutem w kierunku twórcy „Buntu…” może być to, że nie zamieścił w swoim filmie wypowiedzi drugiej strony: przedstawicieli krytykowanych mediów czy polityków. Być może jednak wyszedł on z założenia, że skoro zawłaszczają oni właściwie całą przestrzeń debaty publicznej, to czy warto i uczciwie oddać im także ten, może nie ostatni, ale jeden z nielicznych, skrawek? Skoro niemal nigdzie nie dopuszcza się do głosu kibiców, to może chociaż tu, w tym małym urywku wskazane jest oddać im głos w całości? Dla realnych znawców środowiska kibicowskiego, ludzi, którzy się nim interesują, a w końcu dla samych kibiców film ten w większości nie wniesie nic nowego. Ot, dokument pokazujący alternatywną rzeczywistość, ich rzeczywistość. Jednakże kryje się w nim coś więcej. Coś, czego nie odkryjesz popijając kawę przy „Kropce nad i”, trzymając w ręku „Gazetę” Michnika.

Czasem warto szerzej otworzyć oczy.