Witaj kolego! Na wstępie powiedz nam kiedy w Twoim życiu pojawił się Stomil? Pamiętasz swój pierwszy mecz? Jak  wyglądały Twoje początki na młynie Stomilu?
Pierwszy mecz na jakim byłem to było spotkanie z gdańską Lechią, miałem coś koło pięciu-sześciu lat. Padł wtedy remis 1:1. Na bieżni co metr stał pies w pełnym rynsztunku, wtedy niezbyt zdawałem sobie sprawę z tego co działo się dookoła mnie. Na ten mecz zabrał mnie dziadek. Co do początków na młynie to nieśmiało zacząłem wybierać sektor pod zegarem gdzieś w okolicach 1992 roku. Były to sporadyczne wizyty. Grupa, która tam dopingowała fascynowała mnie, ale i zarazem się jej w jakiś sposób bałem. Regularnie zacząłem uczęszczać do młyna sezon po awansie do Ekstraklasy.

W latach 90, na młynie była duża selekcja, nie każdy mógł tam wejść i dopingować „Dumę Warmii”. Powiedz, jakie warunki trzeba było spełnić by stać w gronie fanatyków?
– Szczerze mówiąc to selekcja polegała na tym, że jak stałeś w młynie to miałeś dawać z siebie całą energie na dopingowanie. Jeżeli ktoś nie śpiewał to mógł dostać w ucho od starszyzny lub ewentualnie zostać wyproszonym z sektora. Młyn omijali również punkowcy, to były czasy kiedy skini stawiali się dość liczną grupą na meczach Stomilu.

Skoro jesteśmy przy pierwszych meczach to dokąd był Twój pierwszy wyjazd? Pamiętasz swój debiut wyjazdowy? Próbowałeś kiedyś zliczyć wszystkie swoje „podróże”?
– Pierwszy mój wyjazd był do Iławy na mecz z Sokołem Pniewy (Sokół grał w Iławie jako gospodarz – red.). Myślę, że od tego wyjazdu zaczęło jeździć regularnie wielu Stomilowców. Wyjazdów na Stomil mam dokładnie 89, ale myślę, że uda mi się w najbliższych latach przekroczyć setkę.

Wiązałeś supełki na szaliku, zaznaczając w ten sposób liczbę swych wyjazdów na Stomil? Skąd się wzięła moda na to i kto ją u nas wprowadził?
– Tak, wiązałem supełki na szalu lecz nigdy nie zebrałem ich zbyt dużo. Dwa szale straciłem podczas wyjazdów, kilka poszło na wymianę ze zgodowiczami. Nie przywiązywałem do tego zbyt dużej uwagi. Co do mody to myślę, że tak było na każdym stadionie w Polsce. U nas też to się przyjęło.

Pamiętasz jakieś wyjazdy z atrakcjami na trasie? Możesz opisać nam wyjazd, który szczególnie zapadł Ci w pamięci pod względem chuligańskim?
– Było kilka takich wyjazdów… Katowice i awantura w drodze powrotnej w Warszawie z Legią (opisywana na naszej stronie – red.), Gorzyce i ustawka na powrocie ze Stalówką po 17 osób, z takich świeższych spraw to Łomża i gruba demolka na stadionie ŁKS-u… Mi jednak chyba najbardziej zapadł w pamięci mecz z Hutnikiem w Krakowie (lata 90- red.). Jechaliśmy tam w dwanaście osób plus dwie z Polonii. Zabrałem wtedy ze sobą moją flagę. Był to debiut Bola Oblewskiego w roli trenera Stomilu. Do Krakowa dojechaliśmy tradycyjnie „zakopcem”. Od rana wałęsaliśmy się po starówce nieświadomi tego, że polują na nas dwie grupy (Wisła i Cracovia), na nasze szczęście krakowiacy trafili się nawzajem, a my pokonaliśmy drogę do Nowej Huty pieszo (ponad 10 km), zahaczając po drodze każdy monopolowy, takie to były czasy. Pod stadionem przywitaliśmy autokar z naszymi piłkarzami. Na samym meczu podbiła do nas grupa Cracovii proponując kanapki (śmiech), choć wiadomo o co tak naprawdę im chodziło. Biorąc pod uwagę, że średnia wieku na tym wyjeździe to może 16 lat, grzecznie odmówiliśmy. Wyjeżdżając z Krakowa widzimy grupę na torach. Machają w naszym kierunku nożami, to był słynny Misiek z Wisły ze swoją ekipą. W drodze powrotnej postój w Częstochowie i całkiem komiczne zdarzenie. Bujając się po dworcowym salonie gier zaliczamy delikatne spięcia. Myśleliśmy, że to Raków, wycofaliśmy się jednak do baru, a tam niespodzianka! Przy stoliku siedzą psy i oznajmiają nam żebyśmy się nie wałęsali, bo Lechia Gdańsk jest na dworcu. Flaga wylądowała za barem, zebraliśmy się w grupę, każdy chwycił co miał pod ręka i czekamy. Po kilku minutach pojawiają się gdańszczanie i z każdą sekundą jest ich więcej. Na oko było ich z 50-60 osób. Chwila napięcia i Lechia się ulatnia. My nie namyślając się zmykamy do baru i robimy odwrót na koniec dworca. Nagle słychać wrzask i tłuczone szkło. Okazało się, że zbierający się Raków został pogoniony przez BKS z własnego dworca. Powrót do Olsztyna już bez atrakcji. Mieliśmy dużo szczęścia, że nie zaliczyliśmy na tym wyjeździe oklepu, a było kilka okazji na to.

Możesz przybliżyć nam genezę powstania pierwszej flagi Zatorza? Kto był jej twórcą i pomysłodawcą? Jak wiemy powstała już jej replika. Opowiedz nam o Waszej pierwszej fanie.
– Szczerze mówiąc to nie pamiętam kto był twórcą, ale myślę, że był to Grzywa. Była też inna flaga, która została stworzona przez Zatorze. Chodzi o fanę „OKS”, którą straciliśmy podczas kolejnego powrotu z Katowic. To był niefartowny wypad, bo dostaliśmy łomot od Zawiszy i Widzewa na trasie, a flaga poszła na konto Lechii w Tczewie. To był ciężki wyjazd…

Od kilku lat mieszkasz na emigracji. Czy będąc w Polsce odwiedzasz olsztyński stadion? Jeśli tak to wybierasz miejsce na trybunie krytej czy nadal młyn i „Łuk Biało-Niebieski”?
– Niestety już kilka lat nie byłem w Polsce. Ostatni mecz na jakim byłem to wyjazd do Pułtuska, ale jestem pewien, że gdy tylko pojawię się w Olsztynie to będę obecny na meczu i mam nadzieję, że będzie to wyjazd. Jeśli wypadnie mecz u siebie to oczywiście młyn!

Jesteś członkiem Bandy Juranda. Kiedy i w jakich okolicznościach powstała ta grupa? Jaki jest jej charakter?
– Banda Juranda nie ma daty powstania, jak również stałej struktury. Po prostu grupa Zatorzaków plus kilka osób ze starej ekipy. Jako, że jesteśmy z tak zwanej „Starej Gwardii” Stomilu nasz charakter grupy odnosi się do tamtych czasów. Obecnie grupę współtworzą też Stomilowcy z Dywit. Zero podziałów, a melanż trwa! (śmiech)

Doskonale pamiętasz kibicowski świat sprzed kilkunastu lat. Mógłbyś młodszym kibicom Stomilu pokazać główne różnice pomiędzy czasami teraźniejszymi, a przeszłością?
– Różnic jest kilka. Kiedyś nie było podziałów na hools i ultras, wszyscy dopingowali i wszyscy brali udział w awanturach. Na pewno teraz dzięki stowarzyszeniom ruch kibicowski jest bardziej zorganizowany. Kiedyś na wyjazd zbierała sie grupa przy monopolowym czy w parku i był spontan. Psy miały dużo mniejsze rozeznanie w światku kibicowskim, dzięki czemu była cała masa awantur bez ich interwencji. Na pewno kolejna różnicą jest to, że było nas dużo mniej. Od jakiegoś czasu zauważam modę na bycie fanatykiem. Jest wielu pseudofanatyków, którzy szpanują swoją wiernością, a naprawdę nie robią nic. Na wyjazdy jeździło się przede wszystkim pociągami (słynny Zakopiec o 21.30), teraz jest o niebo łatwiej, a pomimo tego i tak wielu narzeka. Chciałbym mieć możliwość posadzenia dupy w autokar i nie martwienia się o nic. Moja rada do wszystkich Stomilowców – zacznijcie szanować środki transportu, którymi jeździcie na mecze! My kiedyś mieliśmy tak popalone firmy transportowe, że musieliśmy szukać nawet i 60/70 km od Olsztyna autokaru czy busa.

Pochodzisz z olsztyńskiego Zatorza. Czy w latach 90-tych była tam duża rzesza fanatyków Stomilu? W ile osób potrafiliście się zebrać na mecze w Olsztynie i na wyjazdy?
– Zatorze od zawsze posiadało mocną grupę fanatyków .Zresztą oprócz nas trzon młynu w początkach lat 90-tych stanowiły Nagórki. Co do liczebności można przyjąć, że sztywną grupę tworzyło 15/20 osób, ale bywały mecze, na których stawiało się i ponad 50 osób z samego Zatorza. Wyjazdy zawsze były naszą mocną stroną. Praktycznie nie było wyjazdu na Stomil bez obecności kogoś z Zatorza!

Pamiętasz czasy zgód z Bałtykiem, Łódzkim Klubem Sportowym,  czy trwającą dalej sztamę z Polonią. Które z tych kontaktów wspominasz najmilej? Pozostały Ci jakieś kontakty z fanatykami z byłych zgód i układów?
– Z Bałtykiem nie miałem zbyt wiele do czynienia. Gościłem u mnie w domu raz czy dwa kogoś z Gdyni. U nich nie byłem na żadnym meczu, ale raz pojechaliśmy wspomóc SKS w Braniewie. Rozkręcaliśmy zadymy cały dzień w tej wiosce, przyjechał Bałtyk i potraktował nas chłodno. Myślę, że był to początek końca tej zgody. W gruncie rzeczy to ostatnie kilka miesięcy to były odwiedziny Plesia lub Mrówki u nich i na tym się skończyło. ŁKS wspominam dosyć miło. Zgoda niestety padła przez kontrowersyjne zachowanie Polonii u nas na meczu z Widzewem. Zresztą nie ma co się o tym rozpisywać, starszyzna wie jak było. Co do naszych Braci z Bydzi to mogę powiedzieć, że byłem dosyć częstym gościem w Bydgoszczy oraz wiele razy gościłem ich u nas. Szczególnie Wilczak – dzielnica podobna do Zatorza. Było wiele wspólnych melanży oraz wszelkiego rodzaju meczów i awantur. Kontaktu obecnie nie mam z nikim. Kilka lat temu próbowałem nawiązać kontakt z kilkoma osobami z BKS-u z Londynu, ale jakoś nie wyszło…

Mieszkasz obecnie w Anglii. Jak wygląda teraz styl kibicowania w UK? Są tam jeszcze jakieś aktywne chuligańskie składy, czy to już tylko legenda?
– W Anglii, biorąc pod uwagę mentalność miejscowych, cały ruch kibicowski jest diametralnie inny od naszego. Tutaj panuje wszechobecna inwigilacja policyjna i te grupy, które szalały w lata 80-tych i 90-tych praktycznie przestały istnieć przez odsiadki w więzieniach i zakazy. Oczywiście w dalszym ciągu zdarzają się awantury, lecz są to sporadyczne akcje. Pole do popisu mają grupy z ekip, które grają w niższych ligach. Często w jednym mieście mieszkają kibice różnych klubów i nie ma jakiejś nienawiści. Druga sprawa to to, że angole są mocni w gębie, a jak dochodzi do awantury to jest więcej krzyku niż tłuczenia się.

Chodzisz tam na jakieś mecze? Jak wiemy Stomil jest u Ciebie na pierwszym miejscu, jednak długi pobyt na emigracji bez piłki nożnej jest nie do zniesienia. Darzysz sympatią jakiś angielski zespół?
– Oczywiście Stomilek zawsze będzie na pierwszym miejscu! Moja druga miłość to Manchester City. Mają barwy bliskie memu sercu, dość bogatą historię, grał tam m.in. Kaziu Deyna. W miarę możliwości staram się bywać na meczach City. Obecnie planuję wizytę podczas meczu z Barceloną w lutym.

Na wyspach jest obecnie wielu fanatyków Stomilu Olsztyn, trzymacie się tam jakoś razem? Planujecie wspólne wyjazdy na mecze Stomilu lub reprezentacji Polski?
– Jeżeli chodzi o kontakty z innymi Stomilowcami to u mnie w mieście Northampton znalazłem dwóch. Poza tym kilka lat temu byłem z chłopakami spod Londynu na Belgia – Polska. Dosyć ciężko jest nawiązać kontakt, bo szczerze mówiąc nawet nie wiem kto dokładnie obecnie przebywa na wyspie. Mam w planach zorganizowanie jakiegoś zlotu FCUK (Fan Club United Kingdom – red.) i nawiązania nowych bliższych kontaktów, ale to planuję za kilka miesięcy.

Na koniec naszej rozmowy co byś chciał powiedzieć młodszym kibicom Stomilu, którzy obecnie tworzą młyn na Stomilu? Jakieś rady od starego Stomilowca?
– Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości w końcu sen pt. „Stadion” zacznie się spełniać i że powrócimy tam gdzie nasze miejsce, czyli do Ekstraklasy. Na zakończenie mogę dać Wam kilka rad… Wkładajcie całe serducho w to co robicie, nie zadowalajcie się półśrodkami. To jak Wy będziecie podchodzić do naszej pasji będzie postrzegane przez innych. Jeżeli śpiewasz, że kochasz Stomil Olsztyn, to kochaj Go bezgranicznie!!!

Dzięki za wywiad! Trzymaj się „Morda”, do zobaczenia na meczu!
– Do zobaczenia! SPW!

bandajuranda