To dział poświęcony kibicom Stomilu Olsztyn oraz trenerom i piłkarzom, którzy szczególnie zapisali się w historii naszego klubu, a nie ma już ich z nami na świecie. Tymi opisami chcemy uczcić ich pamięć! „Nie umiera ten, kto trwa w pamięci żywych.”
„ARON” ((S)ZLACHTA NIDZICA)
Dubel ( (S)lachta Nidzica ): Arona poznałem w wieku 13 lat pod koniec lat 90-tych. Były to oczywiście najlepsze lata dla polskich kiboli. Aron już wtedy mimo młodego wieku był bardzo ogarniętą osobą pod kątem kibicowskim. W tym okresie w Nidzicy zaczęła powstawać solidna ekipa kibicowska znana wszystkim pod nazwą SZLACHTA NIDZICA, która jeździła po boiskach okręgówki za miejscowym Startem Nidzica. Wszędzie tam gdzie się pojawialiśmy uświadamialiśmy miejscowych, że Nidzica to 100% Stomil. Często musieliśmy wybierać pomiędzy wyjazdem na Start i Stomil. Zawsze wybieraliśmy Stomil . Aron był osobą, która posiadała niezwykłą charyzmę i autorytet. Potrafił pociągnąć za sobą wszystkich. Zawsze dobrze zorganizowany, gotowy na wszystkie możliwe scenariusze. W czasach gry Stomilu w ekstraklasie Szlachta potrafiła zawitać do Olsztyna w 70 osób by wspierać nasz ukochany klub. Osobą, która ogarniała wszystkich był właśnie Aron. Można śmiało powiedzieć, że był naszym pierwszym przywódcą. Te liczby to jego zasługa. Był osobą, która poświęcała mnóstwo czasu dla Stomilu. Wspólnie z Kaszubem drukowali plakaty nawołujące na wyjazdy na Stomil i rozwieszali je na całym mieście. Aron mieszkał na małym nidzickim osiedlu ( 4 bloki). Mimo to prawie zawsze potrafił ogarnąć ze swojego osiedla po kilkanaście osób na wyjazd.W jednej z piwnic na tym osiedlu funkcjonował Klub, w którym jedna ze ścian była poświęcona Stomilowi. To pokazuje jaką zajawkę na Stomil miały osoby z osiedla Arona, które ogarniał właśnie On. Mi w pamięci najbardziej utkwił wyjazd do Olsztyna na mecz z Zagłebiem Lubin. Z Nidzicy pociągiem wyruszyła solidna ekipa. Ja bez hajsu zastanawiałem się nad sensem tego wyjazdu. Podszedł do mnie Aron i powiedział „jedziemy tam wszyscy, nikogo nie zostawiamy”. Oczywiście pojechałem i wszedłem na mecz. Ta sytuacja uświadomiła mi, że na ziomków po szalu zawsze można liczyć. Tak jest po dziś dzień. W pociągu zrzuta dla kanara . Aron wpoił nam wartości, którymi kierujemy się do dziś, czyli patriotyzm i miłość do Stomilu. Był osobą, której zawsze można było zaufać. Zapamiętam go jako charakternego chłopaka z zasadami. Niestety po odejściu od nas Arona nastał czas kryzysu, z którym do dziś walczymy. Aron większości z nas wpoił zasady, którymi będziemy kierować się do końca życia. NIE UMIERA TEN KTO W PAMIĘCI ŻYWYCH!
Kaszub ( (S)lachta Nidzica ): Dzięki Aronowi udałem się na swój pierwszy wyjazd na Stomil do Opoczna. Pamiętam jakby to było wczoraj. Wpadam o 6 rano przed klatówę do Arona bez grosza przy duszy. Byliśmy sąsiadami. Aron dysponował 10 złotymi. Na dwóch trochę za mało, żeby jechać w Polskę bez przypału. Aron widział jak bardzo zależało mi na tym wyjeździe. Bez chwili zastanowienia dał mi te 10 złotych i powiedział, żebym jechał na swój pierwszy wyjazd na Stomil. On już kilka wyjazdów zaliczył w swojej karierze, chciał abym i ja poczuł ten klimat i zaraził się jeszcze bardziej „Dumą Warmii i Mazur”! Do dziś jestem mu za to bardzo wdzięczny, to było charakterne zachowanie Arona. Po dziś dzień jestem ze Stomilem, na wyjazdy śmigam jeżeli tylko mogę. Pamiętam też mecz Start Nidzica – Olimpia Elbląg. Mecz z podtekstem. Silny FC Stomilu vs. kosa z Elbląga. Po wydarzeniach w pierwszym meczu w Elblągu (około 25 osób z Nidzicy, avanti z miejsocwymi) wiedzieliśmy, że Olimpia zawita do Nidzicy. Ciśnienie na ten mecz było duże w całym naszym miasteczku. Do Nidzicy dodatkowo zawitało wspierać nas około 100 braci z Olsztyna. Dzięki Aronowi wszystko dla gości z Olsztyna było już wcześniej ogarnięte. Nikt nie musiał martwić się o szamkę, picie czy noclegi. Aron zorganizował też wspólne ognisko po meczu. Kolejny już raz pokazał jak powinna wyglądać dobra organizacja, był nie do zastąpienia! Oczywiście na spotkaniu nie obyło się bez avanti, na plus dla Stomilu rzecz jasna!
„KŁODOŚ” – ADRIAN KŁODOWSKI (FC PASYM)
Jeden z najbardziej aktywnych kibiców w historii FC Pasym, lider pasymskich kibiców w drugiej połowie lat 90-tych. Własnoręcznie uszył flagę PASYM, którą do dziś możemy zobaczyć na stadionie Stomilu. Zginął mając niespełna 18 lat w wypadku samochodowym. Starsi kibice z Pasymia od Jego śmierci datują ówczesny upadek fan clubu. Żył w latach 1981-1999.
„PLEŚNIAK” – PIOTR PRĄTNICKI (JAROTY, DENATURAT BOYS)
Był legendą wśród fanów naszego klubu. Za Stomilem przemierzył setki kilometrów! Był zawsze tam, gdzie grał jego klub, zawsze w pierwszej linii…! Piotrek miał 35 lat. Urodził się 23 czerwca 1978 roku zmarł 14 lipca 2013 roku.
Robert C. (Stomilowiec ze starej gwardii): – Pleśniaka poznałem w połowie lat dziewięćdziesiątych na jednym z wyjazdów. Pamiętam jak pojawił się aktywny, młody chłopak, wyjątkowo odważny. Był pod skrzydłami Gucia i Pacyfki. Już wtedy wiadomo było, ze pojawił się w jarockiej ekipie charakterny chłopak na długie lata. O tym, jak ważną postacią w Denaturat Boys będzie Piotr przekonaliśmy się m.in. na wyjedzie pociągiem na Widzew w 1995 roku. W Zgierzu zaatakowała nas banda DHW („Destroyers Hooligans Widzew”). Mimo, że było nas w wagonie prawie 200 osób, nie wszyscy byli zdecydowani na konfrontacje z uzbrojoną i dobrze zorganizowaną ekipą Widzewa. Wystarczyło jednak kilku wariatów, aby poszła za nimi reszta. W pierwszym szeregu był właśnie Plesiu. Widzew został wtedy przegoniony z peronu i tak już zostało, ze Piotr zawsze był w pierwszym szeregu! Wielokrotnie dał się poznać przez lata jako kompan na wyjazdach. Jego wyjątkowe poczucie humoru sprawiało, że nie sposób było się z nim nudzić. Towarzyszył przez ponad 20 lat coraz to nowym pokoleniom Stomilowców. Był jednym z twórców silnej i dobrze zorganizowanej ekipy z Jarot. Zaliczył blisko lub ponad 150 wyjazdów na mecze Stomilu, także na mecze zgodowe czy reprezentacji Polski. Z własnych środków zrobił kilka unikatowych flag. Pierwsza flaga Denaturat Boys została zrobiona właśnie przez Piotra w 1997 roku. Ja pomogłem mu zrobić słynną flagę STOMIL OLSZTYN JAROTY – URODZENI BY WALCZYĆ. Plesiu był znany i lubiany w ekipach zgodowiczów. Szczególnie w Bałtyku Gdynia, gdzie bywał wielokrotnie nie tylko przy okazji meczów. Ostatnio Piotra widziałem na wyjeździe do Łęcznej w kwietniu 2013 roku. Teraz wiem, ze był to nasz ostatni wspólny Stomilowski wypad. Zakończył się pewien wielki rozdział kibicowski na Stomilu. Zegnaj Plesiu! Będziesz na zawsze w naszej pamięci!
Morda (Banda Juranda): – Na nim wzorowało się wielu młodych kibiców Stomilu. To pierwsza postać od czasu Muryna, której brak będzie nam bardzo doskwierał. Swego czasu chodziła taka anegdota o Plesiu. Podczas zarzucania dopingu na którymś z wyjazdów Pleśniak zarzucił pięć razy OKS i podniósł rękę do góry… Tylko akurat tą, gdzie nie miał połowy palca. Stanowił o sile Jarot w latach dziewięćdziesiątych. To dzięki niemu i Mrówce tak długo trwała zgoda z Bałtykiem Gdynia. Bardzo często Bałtyk dawał opis np. 30 + 1 Stomil. To właśnie zawsze był Plechu, który bardzo często wspierał SKS na wyjazdach. Nie odpuszczał żadnego wyjazdu. Nawet po tych najcięższych, gdzie połowa rezygnowała, to on dwa tygodnie był już gotowy na wojaże po Polsce za Stomilem. Plechu byl jednym z tych ktorzy budowali nasza dobra marke. Dzieki takim jak on w calej Polsce wiedzą o Stomilu i maja o nas dobre zdanie. Nigdy sie nie cofał, solidny wyjazdowicz. My ze starej ekipy go bedziemy pamiętali na zawsze!
Ryniak (Stomilowiec ze Starej Gwardii): – Wszyscy pamiętają Piotrka od połowy lat 90-tych. Ja wiem dokładniej, kiedy był jego pierwszy wyjazd. To był pierwszy sezon w drugiej lidze po awansie w 92 roku. Jechaliśmy do Płocka. Młody 14-letni chłopak dał się zapamiętać siedząc tuż za kierowcą, jedząc dużo kanapek. Większość posiadała dwustronne flyersy, on posiadał jednostronny czarny typu wlangler, chociaż się upierał, że nigdy takiego nie posiadał. Ja pamiętam jak był ubrany, bardzo dobrze pamiętam ten wyjazd. Historia zatoczyła koło, bo niedaleko Płocka zostanie pochowany. Spoczywaj w pokoju.
Coyote (Banda Juranda): – Dla mnie słowo fanatyk zawsze kojarzyło się z osoba Plecha. Zaczynaliśmy prawie razem naszą przygodę z wyjazdami. Było to w połowie lat 90-tych. Nie jestem jednak wstanie przypomnieć sobie wspólnego wyjazdu, ale było to bardzo dawno temu. Stomil grał jeszcze wtedy w II lidze. Był obecny na prawie każdym meczu. Dodatkowo w przerwie zimowej jeździliśmy w kilka osób na sparingi. Piotrek miał Stomil we krwi. Żył cały czas Stomilem. Był przy zawarciu zgody z ŁKS-em. Wspomagał też braci z Bydgoszczy. Znali go wszyscy kibice w Olsztynie, a dzięki wyjazdom na kadrę znało go też pół Polski. Wesoły chłopak, który zawsze był gotów „podjąć rękawice” za swój ukochany klub. Ostatni raz było mi dane widzieć się z nim w Legnicy. Spoczywaj w spokoju Przyjacielu!
Lewy (Polonia Bydgoszcz): – Plechu mimo tego, że był od mnie kilka lat młodszy to na kibicowskim szlaku przeżył o wiele więcej. Z racji tego, że służbowo często przebywałem w Olsztynie to miałem okazje często go spotykać i wymieniać poglądy na różne sprawy. Kiedyś jechałem do Mrągowa i po drodze zgarnąłem Piotra. Przez bite cztery godziny opowiedział mi tyle rzeczy na temat Stomilu, że zapewne żadna encyklopedia nie ma takiej wiedzy. Kiedy spotkałem Plecha pierwszy raz, jakieś 15 lat temu podczas spotkania integracyjnego w jednym z olsztyńskich parków, to wiedziałem od razu, że to jest dobry człowiek oddany swojemu klubowi. Tacy ludzie są i powinni być wzorem dla młodego pokolenia kibiców.
„WĄGLIK” – TOMASZ ILEJKO (FC PASŁĘK)
Jeden z najzagorzalszych fanów Stomilu Olsztyn z Pasłęka. Był największym motorem napędowym kibiców z Fan Clubu Pasłęk. Zbierał ludzi na mecze, wpajał nam Wiarę w Stomil, nakręcał wszystkich wokół siebie na Stomil. Jego wysiłki sprawiły, że liczna grupa Stomilowców w Pasłęku jest po dziś dzień. O Tomku można pisać wiele ale najlepszym określeniem jego osoby są słowa: „Fanatyk z krwi i kości”. Zaliczył wiele wyjazdów za „Dumą Warmii i Mazur”, kochał Stomil z całego serca! Dobrze poznali go fanatycy z Morąga oraz Pojezierza z którymi to trzymał największą sztamę. Starał się też poświęcać miejscowej Polonii Pasłęk, uczęszczał na jej mecze, tworzył klimat kibicowski na Polonii. Ostatnim jego meczem był wyjazd na mecz Huragan Morąg – Polonia Pasłęk. Zginął śmiercią tragiczną w nocy 5 sierpnia 2004 roku. „Wąglik” na zawsze w naszej pamięci! PASŁĘK 100% STOMIL!
GRZEGORZ „ZAWISZA” ZWOLSKI (PIECZEWO)
„Zawisza” urodził się w 1968 roku, niestety nie wiemy kiedy umarł.
Robert (Stomilowiec ze Starej Gwardii): Większość dorosłego życia spędził na olsztyńskim Pieczewie. Był jednym z twórców młynu Stomilu Olsztyn. Około 1985 roku zaczął wspólnie z Krzysztofem „Miśkiem” i niejakim „Zochą” z Nagórek organizować grupę kibiców, tzw. Klub Kibica na Piłsudskiego, która dopingowałaby naszą drużynę u siebie i na wyjazdach. Pierwsze wyjazdy były właśnie organizowane przez „Zawisze”, „Miśka” i „Zoche” w ówczesnej 3 lidze, w roku 1985, najczęściej do miejscowości w woj. olsztyńskim i ościennych. „Zawisza” i „Misiek” mieli zresztą pierwsze dwa historyczne biało– niebieskie szale, „sznurówy” robione przez babcie na drutach. „Misiek” z którym mam do dziś dobry kontakt wspomina Grześka, jako wspaniałego kompana, zarówno na meczach, jak i w życiu codziennym. Ja podobnie pamiętam „Zawiszę”, jako wiernego i dobrego kumpla. Był bardzo gościnny, wielokrotnie bywałem u niego w domu. Pamiętam, ze moją uwagę zwróciły ściany pokoju… powyklejane wycinkami z gazet, dotyczącymi Stomilu i piłki nożnej, najczęściej relacje meczowe, tabele itp. Po prostu fanatyk piłkarski ze szczególną miłością do Stomilu. Na swoim koncie miał z pewnością co najmniej 70 wyjazdów na mecze ligowe i pucharowe Stomilu Olsztyn. W sezonie 1988/1989 był jednym z twórców zgód ze Stalą Stalowa Wola i Resovią (obie przyklepane na wyjazdach). Pierwsze flagi na płocie na Piłsudskiego to także m.in. jego dzieło. Pierwsze napisy na murach itp., itd… Niestety Grzesiek chorował na schizofrenię. W połowie lat dziewięćdziesiątych praktycznie wycofał się z aktywnego życia kibicowskiego. Widywałem go jeszcze czasem na meczach, chodził pod kryta, ale ostatecznie po 2002 roku straciłem z nim kontakt. Potem dowiedziałem się, ze Grzegorz nie żyje. Na zawsze pozostał jednak w pamięci olsztyńskiej Starej Gwardii.
JÓZEF ŁOBOCKI (PIŁKARZ, TRENER, DZIAŁACZ STOMILU OLSZTYN)
W 2004 roku Łobocki zachorował na zapalenie płuc na zgrupowaniu, istniejącego wówczas OKP Warmia i Mazury Olsztyn, w Wągrowcu. – Wzięło go ostro, ale długo nie dawał się namówić na wizytę w szpitalu. Kiedy pogorszyło mu się jeszcze bardziej, w końcu udało się go zawieźć do olsztyńskiej polikliniki. Chorobę udało się lekarzom opanować i już miał wychodzić. Już planowaliśmy nawet kolejny wyjazd na mecz, tym razem na Polska – Stany Zjednoczone w Płocku… Niestety na ten mecz już nie pojechaliśmy – opowiada na łamach Gazety Olsztyńskiej Zbigniew Adamowicz, przedsiębiorca, z którym Łobocki w ostatnich latach życia trzymał się najmocniej.
Józef Łobocki od najmłodszych lat był związany ze sportem. Uprawiał koszykówkę, biegi przełajowe oraz kolarstwo. Jednak to piłce nożnej poświęcił większość swojego życia. Karierę piłkarską rozpoczynał w OKS-ie Olsztyn, następnie w okresie służby wojskowej grał w Polonii Bydgoszcz, a karierę zakończył w barwach olsztyńskie OZOS-u. Później poświęcił się pracy trenerskiej. Z juniorami olsztyńskiego Stomilu zdobył złoty medal w Pucharze Michałowicza, a z juniorami młodszymi był wicemistrzem Polski. W 1989 roku został asystentem Wiktora Stasiuka w reprezentacji Polski do lat 16, która rok później zdobyła w niemieckim Erfurcie złoty medal mistrzostw Europy, a dwa lata później w ME do lat 18 w Norymberdze zajęła czwarte miejsce.
Z pierwszym i drugim zespołem Stomilu oraz Granicą Kętrzyn zdobył wojewódzki Puchar Polski. Razem z Bogusławem Kaczmarkiem wprowadził Stomil do I ligi. Pracował również w Jezioraku Iława oraz Granicy Kętrzyn. Od października 2000 roku do marca roku następnego prowadził pierwszoligowy Stomil. Był wiceprezesem MOKS do końca jego dni. Brał czynny udział w organizacji memoriału Aleksandra Kupcewicza podczas, którego rozgrywano mecze Gwiazd z młodzieżową kadrą W-MZPN.
Zmarł na zapalenie płuc 31 marca 2004 roku.
JACEK PŁUCIENNIK (PIŁKARZ STOMILU OLSZTYN)
Jacek Płuciennik był wychowankiem LZS-u Gałkówek. Przed transferem do Łódzkiego Klubu Sportowego grał także w Borucie Zgierz. Do Stomilu Olsztyn trafił latem 1995 roku. W barwach olsztyńskiego zespołu rozegrał 87 spotkań i strzelił dziesięć goli na boiskach I ligi. Z Olsztyna odchodził z wielkim żalem. Tutaj czuł się najlepiej i chciał grać dla Stomilu jak najdłużej. Ostatni mecz w swoim życiu rozegrał… w Olsztynie. ŁKS przyjechał do stolicy Warmii i Mazur na spotkanie szóstej kolejki ligowej. Jacek Płuciennik wszedł w 46. minucie zmieniając Tomasza Wieszczyckiego. Stomil Olsztyn wygrał wtedy z Łódzkim Klubem Sportowym 1:0 po bramce Marka Kwiatkowskiego. 3 września 1998 roku Jacek Płuciennik wracając do Łodzi zginął w wypadku Gryźlinach.
PATRYK HERMAN (PIŁKARZ JUNIORÓW STOMILU OLSZTYN)
Młody piłkarz i wierny kibic Stomilu Olsztyn, który przegrał w kwietniu 2013 roku z chorobą nowotworową. Żyl 16 lat. Kibice Stomilu Olsztyn aktywnie zbierali pieniądze na jego leczenie.