Witaj Misiek! Jesteś jednym z legendarnych kibiców, którzy zaczęli działać na Stomilu. Na początku powiedz nam jak zaczęła się historia ruchu kibicowskiego na olsztyńskim stadionie. Kto pierwszy wpadł na pomysł stworzenia „grupy zorganizowanej”?
– Witam! Jaka tam ze mnie legenda? Jestem tylko starym kibicem kochającym Stomil, który jest już ze mną od ponad trzydziestu lat. Moja przygoda ze Stomilem zaczęła się w 1982 roku, kiedy to po mistrzostwach świata w Hiszpanii zapisałem się do trampkarzy Stomilu. Trenowałem tam chyba ze trzy miesiące , a później zacząłem chodzić już na ligowe mecze. Wtedy nie było jeszcze na naszym stadionie żadnego zorganizowanego dopingu, ani kibiców z barwami klubowymi. W tamtym okresie (około pierwszej polowy lat osiemdziesiątych – red. ) na fali był Widzew, później Legia, czyli drużyny które grały w pucharach. Telewizja pokazywała te mecze, a mnie zafascynował doping na trybunach! Wtedy zamarzyło mi się takie coś w Olsztynie. Wkrótce zrobiłem z kolegą trzy flagi, to były prześcieradła zafarbowane barwnikiem z napisami wykonanymi olejną farba. Zacząłem rozwieszać je na płocie na przeciwko trybuny krytej, a wokół mnie zaczęli gromadzić się znajomi koledzy z Nagórek, czyli osiedla na którym mieszkam do dziś. Niedługo po tym podobne grupy zaczęły organizować się na innych dzielnicach. Najpierw Kormoran, potem Zatorze i kolejne osiedla. Tak jedni do drugich przysiadając się i rosnąc w siłę zawiązali tzw. grupę zorganizowaną.

Pamiętasz na jakim meczu dokładnie wystawiliście pierwszy młyn i poprowadziliście wspólny doping dla piłkarzy Stomilu?
– Dokładnej daty nie pamiętam, było to mniej  więcej w połowie lat osiemdziesiątych. Na pewno przełomowym rokiem był 1987 , kiedy to Stomil awansował do II ligi (obecna I liga – red.), a na meczach zaczęli pojawiać się kibice przeciwnych drużyn.

Pewnie wkrótce miały także miejsce pierwsze zorganizowane wyjazdy na mecze „Dumy Warmii”. Pamiętasz dokąd był pierwszy wyjazd szalikowców z Olsztyna?
– Ja na pierwsze mecze wyjazdowe zacząłem jeździć anonimowo, z kolega i były to mecze na trzecioligowym froncie (obecna II liga – red.) po województwie. Wracaliśmy z takiego meczu z piłkarzami i to była dla nas frajda!

Na wyjazdach dzieje się wiele ciekawych rzeczy. Zapadła ci w pamięci jakaś fajna historia wyjazdowa z tamtych lat?
Na pewno jednym z ciekawszych moich wyjazdów była podróż na Superpuchar Polski do Piotrkowa Trybunalskiego na mecz Górnik Zabrze – Lech Poznań w 1987 roku. Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że my weszliśmy na  rynek kibicowski trochę późno i zamysłem naszego wyjazdu na ten mecz  było przyklepanie jakiejś zgody i rozpoznanie tego rynku. Na ten mecz wybraliśmy się w dziewięć osób. Było bardzo ciekawie. Piotrków opanowany przez grupy z całej Polski, bójki,  gonitwy itd. Ciekawy był też mecz na lokalnym podwórku o którym wspomniał Grzywa, czyli Stomil-Gwardia Szczytno i nasza ewakuacja przed skinheadami do wiejskiej chaty, do której wtłoczyło się chyba kilkadziesiąt osób (śmiech – red.).

Liczyłeś kiedyś swoje wyjazdy? 
– Ja nie mam wcale aż tak dużo wyjazdów. Może jakieś 50? W 1989 roku zabrało mnie wojsko, a po wojsku dość wcześnie założyłem rodzinę i na wyjazdy jeździłem już sporadycznie.

Przypominasz sobie może jakąś grubszą awanturę z przełomu lat 80/90 z udziałem kiboli Stomilu?
Na pewno awantura z Motorem Lublin w 1988 roku. Motor wspomagany przez Chełmiankę stawił się w liczbie około pięćdziesięciu osób. Wtedy nasz młyn znajdował się pod dachem, a tak zwana „ochrona” posadziła ich pod nami na dole! Doszło do pyskówek, a później bójki i interwencji milicji. Po meczu kilkusetosobowa grupa Stomilu (to było piękne!) żądna krwi ruszyła w poszukiwaniu kibiców Motoru! Pamiętam jak wbiegłem do tunelu na Dworcowej przy Hortexie i przed moja głową upadł ciężki kosz na śmieci rzucony przez Motorowca, który o mało nie rozwalił mi głowy! Działo się wtedy!

Pamiętasz kto jako pierwszy pojawił się w Olsztynie grupą zorganizowaną i w barwach klubowych? Pytamy oczywiście o kibiców gości. Działo się coś na tym meczu?
– Tu może zaskoczę, ale była kiedyś taka drużyna, która miała aktywnych szalikowców, a nazywa się Orlęta Reszel!

Razem z „Zochą” zrobiłeś trzy pierwsze flagi Stomilu. Mógłbyś powiedzieć jakie to były flagi i jak je zrobiliście. Jak możesz to opisz nam mniej więcej jak wyglądały.
– Tak jak mówiłem wcześniej były to trzy flagi, dwie zafarbowane na niebiesko z napisem wykonanym białą farba olejną, jedna z napisem „OKS”, a druga chyba „Stomil Olsztyn”. Trzecia to czarna z namalowaną białą czachą.

W latach 1986-89 byłeś młynowym. Jakie przyśpiewki śpiewano na samym początku historii szalikowców Stomilu?  Ile osób liczył wtedy nasz młyn?
Ja raczej nie bylem nigdy młynowym z prawdziwego zdarzenia, bo na początku właściwie nie było młynowych. Przynajmniej nie takich, którzy prowadza doping od początku do końca meczu. Czasami ja rzucałem temat, a czasami ktoś inny. Zbieraliśmy się w kilkadziesiąt osób i tak to się wtedy kręciło.

W latach 80-tych Stomil trzymał się m.in. z Resovią i Stalówką. Jak udało się Wam nawiązać kontakty z kibicami tych drużyn? Przybliż nam trochę historię powstania tych zgód i jak wtedy wyglądało wspólne wspomaganie się na meczach.
– Nie pamiętam kto przybił zgodę ze Stalą Stalowa Wola. Pamiętam tylko, że byłem jednych z tych fanów, którzy czekali na Stalówkę w Olsztynie. Przyjechał ostatecznie tylko jeden kibic i to z piłkarzami. Był trochę zdezorientowany i wystraszony jak zając, ale po ochłonięciu zostawił nam flagę (zielono-czarna szachownica), która przez jakiś czas wisiała u nas na płocie. Jak się to zakończyło to nie wiem. Co do Resovii to byłem jednym z tych, którzy udali się na mecz do Rzeszowa. Byliśmy tam fajną, konkretną, dobrze prezentującą się ekipą. Pojechaliśmy pogłębić tą sztamę, ale spotkało nas lekkie rozczarowanie. Na miejscu nie było za dużo starszyzny, tylko dużo młodzieży, ale dopingowaliśmy razem. Stomil wygrał chyba z 2:0. Tak trochę mi szkoda tej zgody i z ŁKS-em również, bo Resovia ma dzisiaj całkiem solidną ekipę, a wrogości między nami chyba aż takiej nie ma.

Mieszkałeś na Nagórkach, w latach 90-tych było tam wielu kibiców Stomilu? Dużo osób chodziło z Twojej dzielnicy na mecze?
– Dużo, ale niestety większość z nich to byli sezonowcy. Na pewno nie był nim Sanczo, mój dobry koleżka i zasłużony Stomilowiec.

Jak wiemy przebywasz głównie na emigracji. Gdy przyjeżdżasz do Polski to odwiedzasz stadion Stomilu? Wybierasz wtedy miejsce na trybunie krytej czy idziesz na Łuk Biało-Niebieski?
– Jak tylko mogę to idę na mecz. Zawsze w barwach! Czy to w koszulce lub z szalikiem na szyi. Ostatnio byłem na meczu z ROW-em.  Zawsze jak jestem na meczu to mam mieszane uczucia. Z jednej strony jest smutek jak patrzę na nasz stadion. Teraz to ruina, a kiedyś był piękny! Z drugiej strony pojawia się melancholia i radość, że Stomil nigdy nie zginie, bo są nowe pokolenia, które to dalej ciągną.  Siadam obecnie pod dachem.

Utrzymujesz kontakt ze Stomilowcami ze Starej Gwardii? Spotykasz na stadionie znane twarze z Twoich lat aktywności kibicowskiej?
– Jestem w dobrym kontakcie z Robertem „Cielarzem” oraz Pawłem „Sanczem”. Od czasu do czasu gdzieś na mieście spotykam „Grzywkę”, „Mrówkę”  lub „Łysego”. Jeszcze nas paru zostało!

Będąc poza Polską masz jakiś ulubiony zespół zagraniczny, na którego mecze chodzisz? W sercu Stomil na zawsze, jednak na emigracji człowiek bez piłki nożnej może zwariować…
– Życie zmusiło mnie do wyjazdu za chlebem. Jak wielu Polaków w dzisiejszych czasach siędzę w tym nieszczęsnym Londynie. Jak ma trochę wolnego czasu to chodzę czasem na mecze Queens Park Rangers. W trakcie Olimpiady oglądałem na Wembley mecz Maksyku z Senegalem. W zeszłym roku byłem na Crystal Palace z Lazio Rzym. Oglądam te wszystkie spotkania bez emocji. Moje serce bije dla Stomilu.

Na zakończenie naszego krótkiego wywiadu chciałbyś coś powiedzieć młodym kibicom Stomilu?
– Trzymam kciuki za Stowarzyszenie ”Stomil Ponad Wszystko” i mam nadzieje, że będzie się rozrastać bo Stomil jest marką Olsztyna, a szkoda że Ratusz często o tym zapomina albo w ogóle nie chce o tym wiedzieć, ale to już oddzielny temat. Chciałbym, żeby w przyszłości Stomil miał swojego przedstawiciela w Ratuszu w postaci radnego, który dbałby o interesy klubu. Pamiętajmy ze Stomil wzmacnia lokalny patriotyzm i cementuje lokalne społeczeństwo. Chciałbym żeby Stomil miał swój hymn tak jak np. Legia „Sen o Warszawie” i maskotkę klubową. Powinno też być na mieście więcej Stomilowskiego graffiti.  Skoro ja stary facet po czterdziestce kilka lat temu rozklejam Stomilowskie wlepki w Londynie to i Wy też możecie działać na rzecz naszego klubu w różny pozytywny sposób!  Przyszłość należy do Was! AVE STOMIL!! Dziękuje i pozdrawiam.

Dzięki za wywiad i do zobaczenia na spotkaniach „Dumy Warmii”!